środa, 24 marca 2010

Wschód i zachód słońca ;)

Pocztówkowy banał i magnez do robienia zdjęć, jakim często są wschód i zachód słońca, przy odpowiednim podejściu i wykorzystaniu wyobraźni może zaowocować dobrymi obrazami.

Godzina lub dwie w okolicach zachodu i wschodu słońca są specjalnym czasem dla fotografii. Jeśli niebo nie jest zachmurzone, światło najczęściej jest interesujące, różnorodne i bardzo malownicze. Wiemy też, że z tego typu obrazami wiąże się ryzyko kiczu, ponieważ były tak często fotografowane i wykorzystywane komercyjnie- wciąż jednak wielu ludziom nadal podobają się takie zdjęcia. Im więcej wschodu i zachodu fotografujemy, tym bardziej stajemy się wnikliwi i szybko nudzi nas widok czerwonego dysku zwieszonego nad horyzontem. Dla osiągnięcia najlepszego efektu słońce zwykle musi mieć udział w wygładzie obrazu. Dla fotografii te krótkie momenty niosą zwykle za sobą ogromną różnorodność efektów świetlnych. Wszystkie wartości zmieniają się z minuty na minutę, zwykle w przyjemnie nieprzewidywalny sposób. Jeśli słońce jest nisko zawieszone, możemy wybierać pomiędzy oświetleniem z przodu, z boku i tyłu. Szerokokątny obiektyw pozwala objąć całą rozciągłość nieba, podczas gdy teleobiektyw umożliwia skoncentrowanie się na szczególe koloru, kształtach lub odblaskach.

Ja swoich sił w fotografii wschodu i zachodu słońca próbowałam w Ameryce na Key West :)



środa, 17 marca 2010

Czołowi fotografowie mody


Fotografie mody napędzają takie magazyny jak VOUGE, VANITY FAIR czy BAZAAR. Wśród fotografów zajmujących się tym rodzajem wyrażania swojego artyzmu jest paru godnych wspomnienia, nie tylko ze względu na ich zdolności uchwycenia modelki, czy wyeksponowania ubrań, ale dlatego że niektórzy z nich przełamali stare stereotypy, lubiących szokować, ale właśnie o to w modzie chodzi.

 Richard Avedon

Urodzony 15 maja 1923 roku Richard Avedon jest od ponad pół wieku fotografem, w którego nowojorskim studio tłoczą się piękni, możni i wpływowi medialnego, politycznego i artystycznego świata. Był przyjacielem, współpracownikiem i fotografem Jamesa Baldwina, Trumana Capote, Andy Warhola; robił zdjęcia Jackie Kennedy w Białym Domu, był także autorem ostatniego zdjęcia Charlie Chaplina przed jego definitywnym wyjazdem z Ameryki do Europy. Fotografował mniej lub bardziej skąpo odziane piękności dla kalendarza Pirelli. Był ulubionym fotografem Marylin Monroe i Elisabeth Taylor a także Audrey Hepburn. W latach pięćdziesiątych zatrudniony został jako ekspert podczas realizacji filmu Funny Face, w którym Fred Astaire wcielił się w rolę słynnego fotografa mody i odkrył Audrey Hepburn jako modelkę swego życia. Modelką jego życia była natomiast młodsza od niego o rok siostra Louise, niezwykła, ciemnowłosa piękność o smukłym nosie, alabastrowej twarzy i doskonałej figurze, która na skutek cielesnej doskonałości popadła w ciężką chorobę psychiczną i zmarła w wieku 40 lat. Tak więc modelki, które odkrywał i fotografował na początku swojej kariery, były uderzająco podobne do uwielbianej siostry. Na początku swojej kariery młody fotograf odkrył jednak przede wszystkim uroki bycia Amerykaninem w Paryżu zaś Paryż odkrył talent młodego Amerykanina, który w 1945 roku, w wieku niespełna 22 lat i już wówczas jedna z coraz jaśniej błyszczących gwiazd obiektywu, zamieniająca przemijające kreacje Haute Couture w - jak się później okazało - nieprzemijające foto kreacje artystyczne, które zamieszczał w renomowanym magazynie "Harper's Bazaar", wyruszył na podbój miasta nad Sekwaną. Z amerykańską pomocą francuska stolica mody miała znowu stać się metropolią mody światowej: bo to, co kunsztownie zaprojektowane i wytwornie uszyte, musiało być także odpowiednio zaprezentowane, czyli niebanalnie sfotografowane i na gładkich stronach eleganckich magazynów kusząco pokazane, aby zostało przez bogate damy międzynarodowej High Society nabyte. Mimo że jego zdjęcia adresowane były do przedstawicielek towarzysko-finansowego establishmentu, to zdemokratyzowały świat mniej lub bardziej szykownych i wysmakowanych kreacji. Dzięki niemu modelki, odziane w drogie szaty, przestały być bezdusznymi i martwymi manekinami: to już nie suknia zdobiła kobiety, lecz kobiety zdobiły suknie ciałem, wdziękiem, gestem i uczuciem





Annie Leibovitz



Portret jest jednym z najpopularniejszych tematów fotografii. Mimo to – a może właśnie dlatego – niewielu jest twórców, uznawanych powszechnie za mistrzów w tej dziedzinie. Annie Leibovitz z całą pewnością do tej grupy należy. Jej portrety dokumentują nie tylko najważniejszych ludzi drugiej połowy XX wieku, ale i większość zjawisk kulturowych tamtych lat.


Annie urodziła się w 1949 roku, w Waterbury, w stanie Connecticut. Ojciec fotografki był wojskowym (służył w Air Force, z powodu jego pracy rodzina często musiała się przeprowadzać); matka – która miała ogromny wpływ na córkę – była instruktorką tańca nowoczesnego. To właśnie pod wpływem artystycznych zainteresowań matki Annie wybrała studia w San Francisco Art Institute. Uczyła się gry na instrumentach, komponowała, malowała. Podczas wyjazdu do rodziny na Filipiny Leibovitz zaczęła robić zdjęcia i od tamtej pory to właśnie medium stało się jej ulubionym.

Pomysły inscenizacyjne Annie wymagały od jej modeli i modelek odwagi i poczucia humoru. Czarnoskórą aktorkę Whoopie Goldberg Leibovitz zanurzyła w wannie pełnej mleka, Meryl Streep sfotografowała z wykrzywioną twarzą, aktorów z filmu "Blues Brothers" – pomalowanych na niebiesko.

I na tym chyba polega mistrzostwo Leibovitz – ona robi portrety z zachowaniem wszystkich zasad, które powinno takie zdjęcie reprezentować, jednak potrafi z modela wydobyć dużo więcej. Dzięki oryginalnemu pomysłowi, dzięki traktowaniu pozującej osoby jak partnera, dzięki znajomości zasad fotografii, ale i dzięki poczuciu humoru fotografka tworzy prace, w których jest dużo więcej treści niż tylko buzia znanej osoby. Na zdjęciach Annie modele nie prężą się, nie prezentują swoich zalet, skrzętnie ukrywając wady, nie mają makijażu przykrywającego zmarszczki, nie ubierają się w luksusowe kreacje. Jej modele są sobą, są zwykłymi ludźmi, którym zaproponowano pozowanie do nieco szalonego zdjęcia. Są naturalni i widać, że świetnie się przy okazji bawią. I to chyba o to właśnie chodzi…